czwartek, 18 kwietnia 2013

Terakota

Jesteśmy w Xi'An. Do Xi'An przybyłyśmy pociągiem. Pociągiem z Pekinu jedzie się 5 godzin. Dystans wynosi ponad 1000 kilometrów. Pociąg nie spóźnia się ani minuty. W tym momencie należy podziękować pkp za nasze głupie miny, z którymi opuściłyśmy nasz dyliżans (ale że punktualnie? ale że 300 na godzinę?? ale że się jedzie równo jak po stole???!).

Następnego dnia po przybyciu atakujemy największą atrakcję - Terakotową Armię.
Różne rzeczy słyszałam, z jednej strony, że wow, z drugiej, że przereklamowana... Prawda jest taka, że jak się widzi kilka tysięcy figur, z których każda ma inną fryzurę i wyraz twarzy (od zadowolonych do naprawdę wkurzonych), to nie da się nie być pod wrażeniem... W przewodniku wyczytałyśmy, że warto pierwszą halę zostawić na koniec, i to był dobry wybór. Jest największa, stoi tam 2 tysiące figur, daje to niezłe wyobrażenie na temat skali całego przedsięwzięcia.


Wszystkie figury były pomalowane, ale po wydobyciu w kontakcie z powietrzem kolory zaczęły zanikać. Dlatego 6 tysięcy pozostaje nadal pod ziemią.

Niektórych chłopaków trzeba pieczołowicie poskładać do kupy :)

Jeździec bez głowy czyli woźnica bez rydwanu, który był z drewna i się nie zachował...


Bell Tower
Drum Tower





wtorek, 16 kwietnia 2013

Wielki Mur

Dzisiaj byłyśmy na pierwszej i prawdopodobnie ostatniej zorganizowanej wycieczce w Chinach....
Z racji małej ilości czasu, a dużej ilości rzeczy do ogarnięcia postanowiłyśmy kupić wycieczkę w naszym hotelu na jeden z odcinków Wielkiego Muru. Zdecydowałyśmy się na Mutianyu, bo nieźle zachowany, a w dodatku chciałyśmy uniknąć autostrady w Badaling, który jest najpopularniejszym odcinkiem Muru.
Czemu to była ostatnia wycieczka zorganizowana? Ano dlatego, że na murze czasu było około półtorej godziny, a można by było tam spędzić dzień. Przewodnik kilka razy podkreślał, jak istotne jest, żebyśmy byli z powrotem punktualnie, a my cały czas się zastanawiałyśmy, czemu nam się tak śpieszy.
Po obiedzie przestałyśmy się dziwić. Okazało się, że musieliśmy zdążyć do ...sklepu. A raczej sklepów. Z jadeitem, z herbatą, z jedwabiem... Sklepów z cenami tak wysokimi, że obrażają sklepy z wysokimi cenami dla turystów. Zakupy robili praktycznie tylko Szwedzi, dla których pewnie było tanio, a umęczona reszta snuła się po kątach czekając, aż będzie można opuścić kolejny przybytek.

Podejrzewałyśmy, że nie starczy nam czasu, żeby podczas tej podróży na wrócić na Mur, więc tym bardziej żałowałyśmy naszej decyzji. Bo mur....
... Są takie miejsca, które się zna z tysiąca zdjęć, a które na miejscu rozczarowują. Wielki Mur taki nie jest :) Ciągnie się po horyzont, nie widać końca ani początku, jest dobrze zachowany i generalnie.... jest DUŻY. Naprawdę. Idziemy najdalej jak się da pójść, żeby zdążyć z powrotem na czas, robimy mnóstwo zdjęć i nie chcąc wracać, wracamy...







poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Pierwsze wrażenia

Uwaga!!!

Wszystkie wpisy od tego momentu zostały dodane po powrocie.... Niestety, chiński internet potraktował mnie bardzo nieuprzejmie i mimo jego dostępności w każdym hostelu uparcie nie pozwalał na opublikowanie postów... Tak więc ambitny plan relacjonowania na gorąco poszedł się.... w każdym razie gdzieś sobie poszedł, żeby czekać na lepsze czasy.... :( Na brak fejsa byłam przygotowana, ale na takie coś??? To jednak dziki kraj jest....

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po pierwsze - brak znajomości chińskiego naprawdę przeszkadza! Dopóki trafi się na menu angielskie wszystko jest ok. Obrazkowe jak najbardziej daje radę. Natomiast samo chińskie .... Ufff... Ciężko...

Paszport potrzebny do wszystkiego. Wymienić pieniędzy nie można bez paszportu, o czym się dziś przekonałyśmy. Oczywiście paszport podany obydwoma rękami:) Staramy się o tym pamiętać, ale siła przyzwyczajenia....

Tak, Chińczycy charczą i spluwają, tak, okazało się to być prawdą... :) Robią to wszędzie, gdzie tylko się da, jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem...

Pekin jest duuuży! Do miejsc, które wyglądają na mapie jakby były tuż za rogiem, najlepiej pojechać metrem. Tym bardziej, że kosztuje 2 juany (ok. 1 PLN) i naprawdę jest nieźle rozbudowane, nitek jest chyba kilkanaście.

Dziś był ogólnie dzień spania i odpoczynku po podróży, rzuciłyśmy okiem na stadion olimpijski (bardzo ładny) i plac Tienanmen... Jutro ruszamy na mur!
Nasz A380 na lotnisku w Pekinie

Plac Tienanmen z niedużą jak na chińskie standardy liczbą turystów

Stadion Olimpijski - Bird's Nest

sobota, 13 kwietnia 2013

Początek...

Brak hardcoru.... Tak właśnie najlepiej można podsumować początek podróży... Pijemy kawę na lotnisku w Warszawie, ze spokojem czekając na boarding :) Karty pokładowe z miejscami do Pekinu. Bagaże nadane do Pekinu. Świadomość, że ani bagażom ani ich właścicielom nie podziękuje się za podróż przy następnej przesiadce... Niby człowiek był świadomy, że tak wygląda cywilizowane latanie, ale.mimo wszystko jesteśmy zadziwione, zwłaszcza ja...
Wygląda na to, że standby odcisnął głębokie piętno:)

wtorek, 9 kwietnia 2013

jeszcze 4...

Alarm odwołany. Pogoda się nie poprawiła. Dzisiejsze opady śniegu potwierdziły, że wczorajsze słońce było tylko i wyłącznie anomalią pogodową.

Nakupiono obcej kapitalistycznej waluty, którą na miejscu zamieni się na obcą ludową walutę. W miarę możliwości chcemy płacić kredytówkami, ale na drobne wydatki przyda się cash...

Jutro trzeba przypuścić szturm na aptekę. Nie chcemy przecież w Chinach drugiego La Paz. Węgiel - must have :)

Dziś jest dzień -4. Do pracki się baaardzo już nie chce.... :(

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

czasu coraz mniej....

... zostało, żeby pozałatwiać wszystkie niezbędne sprawy!

Ale co tu załatwiać, skoro już wszystko załatwione???
Biletów nie kupimy, to już wiemy, zrobić planu szczegółowego nie zrobimy, bo najwyraźniej przekracza to nasze możliwości (i chęci, a raczej bardziej chęci...:)) Poza tym, czy plan polegający na wylistowamiu trzech miast po kolei i miejsc, które warto w okolicy zobaczyć, nie jest dobrym planem??? :P

Póki co wpadłam w szał rezerwowania noclegów, bo trzeba się zabezpieczyć na okazję  święta pracy, które przypada tak jak u nas na 1 maja... Podobno każde święto w Chinach to prawdziwy hardcore, jeśli chodzi o dostępność miejsc w hotelach i środkach komunikacji, w dodatku połączony z hardcorem cenowym, bo Chińczycy przy okazji świąt podróżują na potęgę. Nic dziwnego, skoro państwo hojnie pozwala im na coś około 10 dni urlopu na rok...

Tak więc na pierwsze i ostatnie dni wakacji mamy dach nad głową, w całkiem zresztą dobrze zapowiadających się ho(s)telach... W tak zwanym międzyczasie, kiedy to będziemy na prowincji, wizytując małe kilkusettysięczne syczuańskie wioski, zamiarujemy zastosować wielokrotnie sprawdzoną strategię udania się w rejon hosteli/hoteli i zobaczenia, co się stanie:). Nie przypominam sobie, żeby się kiedykolwiek nie sprawdziła:)

Z ważnych wydarzeń dzisiaj - w Krakowie odnotowano pierwszy słoneczny dzień od roku miesiąca! Wiedziałam, że jak tylko zaczniemy się zbierać do wyjazdu, pogoda się poprawi:D

środa, 3 kwietnia 2013

Hu hu ha...

Piękną zimę mamy tej wiosny... Dwa tygodnie temu powiedziałam, ze wrócimy z wakacji jak śniegi zejdą... Jeszcze wtedy ocierało się to o żart.... Siedzimy z Krużel w zaciszu Studni Życzeń i zastanawiamy się, czy o czymś nie zapomniałyśmy.... Wychodzi na to, ze nie :)
O znajomość chińskiego jesteśmy spokojne, zostało tylko półtorej tygodnia, nie możemy się doczekać!

czwartek, 21 marca 2013

złote rady...

garść refleksji z wczoraj...

Próba kupna biletu na angielskojęzycznej wersji  chińskiej podstrony air china mogła byc skazana na niepowodzenie.
Nie ma polskiej podstrony.
Jest dużo innych dla różnych krajów, ale ceny są dużo wyższe, poza tym nie chcemy płacić w rublach:P


Porada na przyszłość: nigdy nie ufaj psu z pomarańczowymi brwiami.

środa, 20 marca 2013

przygody z chińskimi stronami c.d.

Odbiłam się dziś jak piłeczka ping-pongowa od strony szacownych lini lotniczych air china... Stronka jak najbardziej po angielskiemu, przyjazna i zachęcająca do różnorakich działań... Zalogowałam się, zabukowałam, podałam wszelkie wymagane dane, gdy wtem! Plötzlich kommen die Germanen... Ostatni krok czyli płatności objawił przede mną listę chińskich (i tylko chińskich) banków, czyli zabawa się skończyła... :(
Jestem teraz dumnym posiadaczem konta na air china z szumnie wyglądającym FFP levelem określonym w krzakach jako: . Musi być to zapewne jakiś wi-aj-pi level, bo przecież zrobiłam aż jedną rezerwację, która w dodatku już jest cancelled z powodu braku płatności... Czad.

Zaczyna mnie to drażnić, a przecie jeszcze nawet noga nasza w państwie środka postanąć nie zdążyła... Pffff...

poniedziałek, 18 marca 2013

stoi na stacji (nieosiągalna) lokomotywa...

Czytam dziś, że chińskie koleje w 2011 roku w końcu umożliwiły sprzedaż biletów przez neta... Może by tak część biletów zarezerwować jeszcze z kraju? ...  W sumie to trochę szkoda, że strona tylko po chińsku i że ponoć akceptują tylko chińskie karty płatnicze...:P

A tu człowiek chciał w końcu pełną garścią czerpać korzyści z nie-bycia-stendbajem (po raz pierwszy!!!) na wakacjach, chciał kupić na ten przykład do Xi'An bilety (bo przecież można zaplanować termin wyjazdu!), świetlana przyszłość jawiła się na horyzoncie, dopóki strona się nie wczytała i w całej swej okazałości zaczęły jawić się krzaczki... Jako wyjątkową złośliwość odbieram fakt, że w dwóch miejscach na żółto mruga napis "new" zapisany regularnymi łacińskimi literami. Jakimś cudem trzyliterowemu słowu udaje się przekazać bezczelny komunikat:  "z tych nowych rzeczy, co tu ostatnio wrzuciliśmy również nie skorzystasz, bo przecież nie masz pojęcia, co tu jest napisane" :)

Pierwszy taki nieśmiały znak, że z porozumieniem mogą być problemy, skoro tam niedużo mówić angielski, a  my nie mówić chiński w ogóle :)

niedziela, 17 marca 2013

...widać musiało do tego dojść, skoro doszło...

A miało być tak pięknie.... Tajlandia miała być, z którą od paru lat wybitnie mi nie po drodze... Kambodża miała być, na doczepkę... Ale los Emirates chciał widać inaczej, rzucił zaporową ceną, no i masz... Jedziemy do Chin zatem; wygląda na to, że to one bardziej wybrały nas, a nie na odwrót:)
Tak więc - miało być pięknie, to będzie pięknie, tylko gdzie indziej:)