piątek, 30 listopada 2018

Powrót do cywilizacji

Dokończenie wątku Sihanoukville. Od pani na recepcji dowiadujemy się, że mało kto jest zadowolony z tego, co tam się dzieje. Turyści uciekają do Kep. Pytamy, jak to się stało. Odpowiedź jest prosta. Rząd. To rząd Kambodży jest właścicielem gruntu. Jedyna ostatnio słuszna partia zabudowuje w tak dziki i brzydki sposób piękne plaże. W podobny sposób jak betonuje się Kraków. Tylko dużo szybszy, bo chińska developerka osiąga prędkości nadświetlne. Urzędnicy zarobią mnóstwo kasy i tylko ludziom się będzie gorzej żyło. Smutne to wszystko.

Chiński plac budowy czyli Sihanoukville...

Od czego by tu zacząć....
Dźwigi. Koparki. Metalowe pręty. Walce. Ciężarówki. Wiercenie. Młotkowanie. Spawanie. Beton. Asfalt. Stal. Tysiąc innych materiałów i czynności budowlanych, których nazwać nie potrafię i nie chcę. I kurz. Wszechobecny kurz unoszący się nad tym gigantycznym placem budowy, którym jest Sihanoukville.
Chińczycy!!! Morze Chińczyków, którzy w zasadzie budują tam miasto prawie od nowa. Myślę, że na dziesięć budynków dziewięć jest w budowie 😂
Ciężko oprzeć się wrażeniu, że Kambodżanie zostali zepchnięci gdzieś na margines, bo trudno ich wypatrzeć w chińskim tłumie. Chińczycy nawet nie próbują udawać chęci asymilacji i w sklepach są napisy tylko po chińsku. Nam, wiadomo,brakuje angielskich, ale tych kambodżańskich też nie ma.
Zastanawiamy się intensywnie, jak do tego doszło,ktoś przecież na to musiał pozwolić. Nie jest przecież tak, że sobie nagle stwierdzili, że przyjadą i wybudują miasto akurat na tym a nie innym kambodżańskim skrawku ziemi. Podejrzewany pieniądze, za takimi rzeczami niestety zazwyczaj stoją pieniądze.
A poza tym wszystkim Sihanoukville ma... Śnieżnobiały piasek, plaże zacienione palmami, super czystą wodę i kilka rajskich wysepek. Na razie w mieście i przy plażach stoją niskie bungalowy, ale za parę lat wszystko pewnie przesłonią gigantyczne hotele... Jakoś przygnębiające to wszystko 🙁
Uciekamy do Kampotu.

niedziela, 25 listopada 2018

Znowu w Angkorze...

Jakkolwiek nierealnie by to nie brzmiało, jestem po raz drugi w Angkorze .
Drugi raz spaceruję po labiryntach kamiennych korytarzy i drugi raz się zastanawiam, jak gigantyczne to miasto musiało być za czasów swojej świetności. Ze swoim milionem mieszkańców Angkor był największym miastem świata w czasach gdy Londyn miał ich ledwie 50 tysięcy. Dzisiaj pozostały jedynie świątynie, bo na budowle z kamienia zasługiwali tylko bogowie. Reszta miasta była drewniana, więc nie przetrwała warunków tropikalnej dżungli. Mimo wszystko odległości między istniejącymi budowlami dają wyobrażenie o rozmiarach Angkoru.
Bierzemy bilet trzydniowy (ceny ostatnio poszybowały - 60 USD), bo chcemy spędzić co najmniej dwa wśród ruin. Bilet na ważność przez tydzień, więc można zwiedzać z przerwami. Zdecydowanie polecam spędzić tu więcej niż jeden dzień, bo jak to mówią, kamieni nigdy dość, a w miejscach poza topowym small circle jest mniej zwiedzających. I budowle są bardziej urozmaicone.
Kolejny raz dziwię się jak różne są te świątynie, ile wysiłku włożono, żeby konstrukcje były unikatowe. Ile siły roboczej było potrzebne, żeby w średniowieczu w środku dżungli wybudować gigantyczne i misternie zdobione budowle. Ponoć przy budowie najwiekszej Angkor Wat pracowało 300 000 robotników i 6000 słoni, a i tak nie została dokończona.
Powrót do Angkoru zaowocował zwiedzeniem jednej nowej świątyni Bantei Srei, która okazała się być wisienką na torcie. Oddalona od głównych budowli, nieduża, ale z taką ilością misternych zdobień, że zgodnie stwierdzamy że warto było do niej jechać te dodatkowe pół godziny.
Co w Angkorze nowego? Ano nowe są tłumy chińskich turystów, których nie pamiętałam sprzed czterech lat. Turyści ci zazwyczaj wywierają zdecydowany wpływ na innych, jako jednostki wchodzące w kadr każdego zdjęcia 
Wchodzące bo naturalnie sami zdjęcie robią. Chińczyk zwiedzający jest osobą, która jest przyklejona do urządzenia rejestrującego obraz i zdecydowana tego urządzenia nie wyłączać ani na sekundę. Niesie je dumnie przed twarzą albowiem urządzenie owo przywiedzie go do opublikowania materiałów dowodowych na portalach społecznościowych, a to Chińczycy kochają. Widziałam to już w Chinach, obserwuję ostatnio wszędzie gdzie zawędrują, a wędrować zaczęli na potęgę. Jest jedna podstawowa zasada: na pierwszym planie musi być Chińczyk i musi to być zdjęcie "na tle". Na tle absolutnie wszystkiego. Tu nie ma kompromisów, Chińczyk musi być na tle. Zastanawiam się czasem, czy oni mają czas na spojrzenie na zwiedzane rzeczy gołym okiem, ale jak widać to taka kultura, której ja nie ogarniam. A może ich sposób jest lepszy? 

środa, 21 listopada 2018

Temperatura w PNH...

...przerosła oczekiwania 😊 33 stopnie plus azjatycka wilgotność robi swoje. Na razie jako totalnie nieodporne na upał kryjemy się po lokalach z klimą bądź wiatrakami, tudzież wozimy tuk tukami po mieście...
Z buta "zrobione" zostało tylko nabrzeże z wyścigiem łódek (bo przecież Water Festival) i świątynia Wat Phnom.
Do muzeum ludobójstwa Tuol Sleng powiózł nas tuk-tuk. O miejscu dużo pisać nie chcę, kto jest w PNH powinien zobaczyć; nie jest to przyjemne zwiedzanie, ale warto.