pobudka nastąpiła już o 5:45... :(
w Krakowie pada deszcz.
Jest paskudnie.
Mam doła od samego rana....
Cały czas mi się wydaję, że trzeba złapać jakiś autobus, pociąg albo cokolwiek innego i jechać oglądać tysięczny już posąg Buddy...
Ostatnie pranie się suszy, snuję się po mieszkaniu i nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie mam na razie siły, żeby zasiąść do obrabiania piktoriali (a trzeba je przebrać, bo 1800 nikt nie zniesie).
Zaraz zacznę szukać na necie, jak się leczy depresję powakacyjną....
Nawet fejs już nie cieszy jak kiedyś, mimo że po 3-tygodniowej przerwie się do niego w końcu dorwałam....
Ehhhhh.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz