sobota, 4 maja 2013

to już jest koniec...

pobudka nastąpiła już o 5:45... :(
w Krakowie pada deszcz.
Jest paskudnie.
Mam doła od samego rana....

Cały czas mi się wydaję, że trzeba złapać jakiś autobus, pociąg albo cokolwiek innego i jechać oglądać tysięczny już posąg Buddy...

Ostatnie pranie się suszy, snuję się po mieszkaniu i nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie mam na razie siły, żeby zasiąść do obrabiania piktoriali (a trzeba je przebrać, bo 1800 nikt nie zniesie).

Zaraz zacznę szukać na necie, jak się leczy depresję powakacyjną....

Nawet fejs już nie cieszy jak kiedyś, mimo że po 3-tygodniowej przerwie się do niego w końcu dorwałam....

Ehhhhh.....

czwartek, 2 maja 2013

Ogród Botaniczny

Wylatujemy dziś z Pekinu... Lot jest późnym wieczorem, więc starcza czasu na Ogród Botaniczny w Pekinie...

Oczywiście, jak wszystko w Chinach, ogród jest bardzo duży. Nie omieszkano wybudować dwóch jezior, mostków i olbrzymiej ilości ścieżek. Akurat jest sezon na tulipany i brzoskwinie. Wszystko to w ogromnych ilościach oczywiście.

Ogród zawiera też świątynię z największym leżącym posągiem Buddy z brązu. Wprawdzie ma "tylko" 5 metrów, ale za to waży 54 tony. Nie można im zarzucić, że oszczędzali na materiale. Należy mieć nadzieję, że nie wybudowali go w zeszłym roku w ramach realizowania jakiegoś programu w stylu "posiadanie największych posągów Buddy wykonanych z każdego dostępnego materiału".




W sadzawce przyświątynnej pływają żółwie. Żółwie te służą Chińczykom do rzucania patykami, jak wiele zresztą innych zwierząt w różnych miejscach, gdzie do tej pory byłyśmy.

Przeciętny chiński turysta oczekuje od zwierząt czegoś absolutnie ekstraordynaryjnego, co mu się dobrze wpasuje w zdjęcie i czym się potem przed rodziną i znajomymi pochwali.

Głupie żółwie, mogły stanąć na tylnych łapach i przejść parę metrów po wodzie, to by nie oberwały. Dobrze im tak.



Tulipan obramowany brzoskwinią :)

I to już ostatnie miejsce w państwie środka...
Odbieramy bagaże z hotelu i jedziemy na lotnisko, gdzie temperatura w środku mówi wiele o projektancie szklanego dachu, który umożliwił podgrzanie terminala do jakichś 35 stopni... Może w zimie to się sprawdza, ale może rozważyć by opcję klimatyzacji? Jest późny wieczór, chłodno na zewnątrz, a w środku nie da się wytrzymać.

Jeszcze tylko o mało co nie spóźniamy się na samolot, bo nikt nas nie ostrzegł, że chiński security check przerośnie nasze najśmielsze oczekiwania. Kontrola paszportu, kontrola zgodności zdjęcia z paszportu, pieczątka na paszporcie, pieczątka na boarding passie (wtf?!), prześwietlenie bagażu, prześwietlenie pasażera (każdego! - skubańcy chyba tak ustawili bramkę, że pika bezwzględnie przy każdym przechodzącym), pogrzebanie w bagażu (Krużel się nie upiekło, no ale skoro przemycała chińską walutę - coś pewnie z kilka złotych... ) i ..... w końcu! To był moment:) Na gate wpadamy z komfortowym 10-minutowym zapasem przed zamknięciem boardingu... Uff...

Jutro wieczorem będziemy w Krakowie :)

Si ja!